28-03-2009 20:36
Tytuł: Cieszyn1
holga na moście granicznym
Komentarze
jasio
Didaskalia: niestety link nie działa więc współautorce brak inspiracji do tzw. ciągu dalszego - a już miał nastąpić. Jakieś wskazówki?
Yoonson
w sąsiednim apartemencie ktoś włączył radio
***
Yoonson
Minęło wiele dni. Mgliście i niewyraźnie rysował się w jego pamięci dzień, trzeci kwietnia...
Dziś szóstego czerwca, w niemiłosiernie słoneczny poranek miało stać się to, czego bał się najbardziej... zawsze wiedział, że drźemie w nim to coś. Zawsze bał się czatującego w mrokach duszy demona. Dziś, w ten poranek bestia nakazała mu stanąć na oparciu skórzanego fotela.
Pamiętał dzień, kiedy go kupił. Była wtedy podobna pogoda - z tym, że słońce miało kolor jesieni, a w pobliskim parku dzieciaki zbierały kasztany, z których później będą budować wzorcowe modele rodziny: uśmiechnięte dwa plus dwa i mały kudłaty pies. Zachichotał cicho. Szyderstwo - pomyślał.
Stał chybocąc się na skrzypiącej skórze fotela.
Przez okno obserwował zalane słońcem alejki parku.
Zdjął pętlę z szyi, podszedł do okna, uchylił je z nadzieją, że zapach młodego lata coś zmieni. Zamiast tego posłyszał jedynie poranny szept miasta, narastający puls, szum miejskiej machiny.
Mocny podmuch wiatru otworzył na oścież okno, impet był na tyle silny, że okno uderzając o regał z książkami zrzuciło kilka z nich.
Podszedł. Przy jego nagich stopach leżała otwarta książka. Kupił ją kiedyś, ale nigdy nawet jej nie otworzył. Spodobał mu się tytuł i pomyślał, że "Połykacz Światła" nieźle będzie wyglądał na półce jego biblioteczki. Nawet nie wiedział, że jest to tomik poezji... Stał teraz nad nią, otwartą na stronie trzydziestej trzeciej.
Powoli, na głos zaczął czytać:
spakowałem całe
swoje
wnętrze
chowam ramiona
w eleganckie
pudełka
z kokardami
nagie plecy
składam
dziś w nocy
urosną
mi skrzydła
wypastowałem buty
w szafie
spodnie
w kant
i jeszcze tylko
w oczu
kolorze
chybotliwy
stołek
znajdę
…
Poczuł, że ciepłe, ciężkie łzy spływają mu po twarzy. Pomyślał, tak - to dobry dzień by umrzeć...
Wrócił na oparcie fotela.
Wędrujące w górę słońce dotarło już do kolan.
Przymkną oczy i znów o niej pomyślał - Julia, gdzie jesteś??? Tak Cię teraz potrzebuję...
usunięty
do fotografi piszesz powiesci hehe
pozdrawiam
jasio
Kiedy znowu się ocknął, leżał w miękkiej, chłodnej pościeli. Czuł się bardzo dobrze, był zupełnie spokojny, a zarazem rześki - nie bardzo pamiętał, co się stało i jak znalazł się w tym łóżku, ale w tym stanie nie wydawało mu się to najważniejsze. Przeciągnął się lekko i podniósł głowę. Naprzeciw łóżka stał fotel, a w nim siedziała jakaś zupełnie nieznana mu kobieta w pielęgniarskim fartuchu i czytała książkę. Teraz spojrzała na niego, położyła książkę na stoliku obok fotela i uśmiechnęła sie do niego.
- Widzę, że się pan obudził. Tu jest pańskie ubranie. - Wskazała na krzesło w rogu pokoju, na którym, porządnie złożone, leżały jego spodnie i koszula. Marynarka wisiała na oparciu. - Proszę się ubrać. Zaraz wrócę - dodała, wstała z fotela i wyszła z pokoju.
K. wstał, trochę oszołomiony, i ubrał się powoli. Pokój wyglądał na małą szpitalną salę, pod drugą ścianą stało drugie łóżko, porządnie pościelone i przykryte jasnym kocem. Wyjrzał przez okno. Pokój musiał znajdować się w suterenie, bo okno było zakratowane, a za nim, dziwnie wysoko, widać było trawnik i fragment chodnika.
Kobieta wróciła i podała mu teczkę i płaszcz.
- Miło było nam pana gościć. Do widzenia - powiedziała uprzejmie, odsuwając się od drzwi.
- Jak to... Ale...
- Bardzo dziękujemy. Korytarzem w lewo, schodami do góry i przez główny hol. Na pewno trafi pan do wyjścia - dodała z uśmiechem.
K. także sie uśmiechnął i wyszedł. Może powinien zadać jej kilka pytań, coś wyjaśnić, dowiedzieć się od niej, co tu zaszło, ale czuł się tak dobrze... tak... tak b ł o g o...
Rzeczywiście, bez trudu znalazł hol i nie zwracając uwagi na mężczyznę siedzącego w portierni pchnął oszkolone drzwi. Zatrzymał się za nimi i wciągnał w płuca balsamiczne, wiosenne powietrze. Potem uznał, że na płaszcz jest zdecydowanie za ciepło, więc zdjął go i sięgnął do kieszeni marynarki po papierosy - w paczce został już tylko jeden. Zapalił go i wtedy spojrzał na czerwoną tabliczkę przy wejsciu. "Instytut biochemii eksperymentalnej", przeczytał. Może powinno to obudzić jego czujność, ale w końcu, pomyślał, jakie to ma znaczenie... Zresztą ma tyle spraw do załatwienia, tyle innych problemów... Julia, ma dzisiaj spotkać się z Julią. Dzwoniła wczoraj i mówiła takie okropne rzeczy... Widział ją później w tym szpitalu, ale chyba nie zdążył z nią porozmawiać. Tak, spotka się z nią, a potem wstąpi jeszcze na chwilę do redakcji. Tylko najpierw musi kupić fajki. Dostrzegł kiosk ruchu po drugiej stronie ulicy, przebiegł ją szybko i stanął za grubym mężczyną z jamnikiem, który kupował gazetę i dopytywał o dodatek telewizyjny. K. stał spokojnie, pogwizdując pod nosem, i czekał na swoją kolej. A potem nagle zmarszczył brwi - dodatek telewizyjny?Przecież dodatek telewizyjny wychodzi w piątki... Spojrzał na datę jakiegoś wystawionego w witrynie szmatławca i przetarł oczy. Trzeci kwietnia? Piątek? Przecież z Julią był umówiony na wtorek... Dwudziestego czwartego marca. Uczucie błogiego zobojętnienia prysło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Dysząc ciężko oparł się plecami o szybę kiosku i powoli podniósł wzrok na wznoszący się po drugiej stronie ulicy wielki, szary budynek...
Yoonson
Przeszło mu przez głowę, że to musi być jakiś dowcip. Dowcip jednego z porąbanych i nieźle sytuowanych kolegów z branży. Zaczynał racjonalizować całą tę absurdalną sytuację.
- Tak, to musi być kawał! Swoją drogą musiał nieźle kosztować cały ten cyrk.
Uśmiechnął się na te myśl i jeszcze na tę, że na pewno „po wszystkim” będzie huczna impreza z dużą ilością alkoholu i narkotyków z górnej półki. Dziewczyny będą się rozbierać, muzyka będzie wyciskać resztki mózgu z czaszki. Będzie jak zwykle fantastycznie…
Nagle przypomniał sobie jakiś lekko zachrypnięty głos. Coś do niego mówił, jednak nie był pewien co.
Euforyczny wręcz stan z przed piętnastu sekund ustąpił nagle przemożnemu uczuciu strachu. K. nie wiedział dlaczego nagle zaczął się bać. Może to przez te wielkie, zimne oczy, które wraz je ich właścicielką zbliżały się do niego – i nagle zdał sobie sprawę, że wie co będzie dalej. Znów nawiedziło go te olśniewające uczucie. Zadygotał. W ułamku sekundy zalał się zimnym potem. Przez głowę przebiegły mu te wszystkie filmy, gdzie pokazują jak z niewinnego człowieka „pozyskują” poszukiwany na rynku towar… Pomyślał, że to jednak bzdura – wątroba przefiltrowała taką ilość alkoholu, że chyba nadaje się jedynie na salceson, nerki też nie są w za dobrym stanie. K. przypomniał sobie, że jakieś pięć miesięcy temu miał bolesny atak kolki nerkowej. Dziwne, ale myśl o tym ataku lekko go uspokoiła.
Poczuł, że znów odpływa. Zimna, biała mgła napłynęła do oczu. Usłyszał jeszcze jakiś mocny, męski głos mówiący „To On!”, poczym nastała cisza…
jasio
Dźwięki dobiegały jak przez warstwę miękkiej, lepkiej waty, która zdawała się oblepiać całe jego ciało, ciążąc mu nieznoście i krępując ruchy. Czuł, że leży na czymś twardym i gładkim. Z trudem odemknął powieki, jednak oślepiony światłem natychmiast znowu je zacisnął. Zamrugał kilka razy i w końcu ostrożnie otworzył oczy, ale jego wzrok uderzył w białą pustkę ściany. Nadludzkim wysiłkiem odwrócił głowę i nagle w polu jego widzenia znalazły się jakieś dwie biało odziane postacie. Odwrócone do niego tyłem, krzątały się przy długim białym stole. Coś w ich pochylonych lekko głowach, w ich szeptach i cichym śmiechu obudziło w nim nagle zwierzęcy strach. Chciał poderwać się na nogi, ale nie był w stanie. Jedna z postaci odwróciła się do niego.
- Pani doktor zaraz się panem zajmie.
- Pani... doktor...? - wyszeptał ochryple.
Druga kobieta wsunęła coś do kieszeni i zbliżyła się powoli. Zobaczył rozpięty biały kitel, narzucony na tandetną różową bluzkę, bladą twarz i obwiedzione ciemnym tuszem zimne niebieskie oczy...
rbit9n
ciekawe czego chciała pretensjonalna Julia? czyżby miała pretensje o ten kredyt we frankach, który jej zgarnął sprzed nosa? niestety tego już się nie dowiemy, pan K. teraz może mówić tylko do sznura...
Yoonson
Poczuł, że drży. Drżał jego głos, całe ciało wpadło w przedziwny rezonans.
Słyszał swój głos, dziwny, jakby pochodzący od kogoś obcego.
Poczuł kroplę potu, która rozcinając czaszkę płynęła po czole wprost do prawego oka powodując dziwnie przyjemny ból…
Pomyślał, że to nie może być prawdą.
-To nie dzieje się naprawdę – powiedział i poczuł jak jego głos odbija się od ścian głębokiej, wilgotnej studni.
Od kilkunastu sekund wpatrywał się bezmyślnie w plamę na eleganckiej wykładzinie. W dłoni mocno ściskał swój ekskluzywny, pełen nowoczesnych aplikacji telefon komórkowy.
Długo mielił w głowie myśli, zanim przyłożył go do głowy i wypowiedział pierwsze słowo.
- Halo…
Nastała cisza. Nieznośna i nieokiełznana. Jak ta z poprzedniego dnia, jak ta z przed kilku lat, kiedy to po raz pierwszy w dziwnych okolicznościach poznał Ją, Julię o pięknych oczach i lekko zachrypniętym, zniewalającym głosie.
Poczuł jak telefon wyślizguje się z jego dłoni. Usłyszał jeszcze tylko trzask pękającego wyświetlacza. Potem nastała pustka i biała, zimna mgła…
Zanim zemdlał zdążył jeszcze pomyśleć o zaciągniętym kredycie hipotecznym i o kontrakcie, jaki trzy dni temu wynegocjował z przyszłym pracodawcą.
Malczer
Też bym się napił, ale od herbaty to tylko chlupocze w żołądku :p
jasio
Tego dnia pan Kazik, spiker jednej z pomniejszych komercyjnych stacji radiowych, nie potrafił się skupić. Niedawno udało mu się wyrwać z prowincjonalnego Cieszyna do wyśnionej stolicy, gdzie z małpią zręcznością piął się po szczeblach dziennikarskiej kariery. Oczyma wyobraźni widział się już prezesem potężnego medialnego konsorcjum, czuł już niemal w dłoniach te sznurki, za które tak delikatnie, a zarazem stanowczo, będzie kiedyś pociągał... Niestety poprzedniego wieczora zadzwoniła do niego Julia, dość pretensjonalna blondynka, poznana w ubiegłym miesiącu na imprezie integracyjnej w klubie "Nirvana". Po tej rozmowie długo nie mógł dojść do siebie i siedział nieruchomo ze wzrokiem wbitym w ścianę swojej wynajmowanej za krocie kawalerki na Pradze.
Minęła 7:10. Pan Kazik drewnianym głosem odczytał z kartki progozę pogody i wyłączył mikrofon. A później otarł pot z czoła i drżącą ręką sięgnął po telefon komórkowy...
Yoonson
minęła 7:00
wstające słońce omiotło dachy starych domów
w radiu mówili, że będzie dziś ładny dzień..
co spiker miał na myśli?
co?
jasio
No ja wiem, że o śnie to komlepment, chodziło mi o te dreszcze
irmi
tak , komplement
Tata
chyba pije do tego zdjęcia
jasio
Hmm... Potraktuję to jako komplement, dobrze?
irmi
a jednak są jak ze snu
idę łyknąć gorącej herbaty , bo mnie na ten widok dreszcz przeszedł
Yoonson
opssss!