Szanowni ATeiści... Nie mogę dłużej milczeć, muszę to komuś powiedzieć...
Czy zdajecie sobie sprawę (większość z Was zapewne tak), czym jest w istocie niniejsze forum? Bo ja się ostatnio nad tym trochę zastanawiałem i doszedłem do wniosku, że jest to unikat na skalę, której wielkość trudno sobie wyobrazić. Oto stoimy w obliczu wydarzenia, nie zawahałbym się powiedzieć, Historycznego. Czy doceniamy wagę tego wydarzenia? Czy wykorzystujemy w pełni szansę, jaką dostaliśmy w jego postaci od losu?
Forum fotograficzne jest obecne w moim życiu od dawna. Właściwie od czasu, kiedy takie fora dopiero powstawały. Nie jest mi niezbędne, ani do uprawiania mojej pasji, ani w żadnym szerszym aspekcie, ale skłamałbym mówiąc, że nie jest przydatne. Pełni mniej więcej tą samą rolę, co niegdyś magazyny fotograficzne, czy albumy o fotografii. Ponadto, umożliwia spotkanie się ludzi o podobnych zainteresowaniach, by mogli w miłej klubowej atmosferze pogadać i powymieniać się doświadczeniami, a przede wszystkim, zdjęciami...
Tyle teoria, a jak to wygląda wpraktyce? Fora "fotograficzne", albo stanowią zamknięte enklawy nabzdyczonych pierników, którzy nie dopuszczają do swojego grona nikogo, albo są pełne wzajemnego przekrzykiwania się, złości i przemocy, a najczęściej są po prostu agendami koncernów produkujących smartfony i rozpowszechniających oprogramowanie (ostatnio nawet "inteligentne"), albo siedliskiem wojen toczonych o wyższość jednego sprzętu nad drugim, ewentualnie rozprawianiem o jakichś "efpeesach, buforach, gamutach i protokołach..."
NIE MA w tym ani trochę fotografii. Nie ma mowy o "miłej klubowej atmosferze" i nie ma za grosz wzajemnej życzliwości. Niektórzy twierdzą, że być może "formuła forum się wypaliła, że wszyscy przenieśli się na fejsa". Czyżby? Naprawdę? Wszyscy ci entuzjaści, pasjonaci fotografii, dla których ona rzeczywiście jest czymś więcej, niż tylko bezmyślnym klepnięciem w ekran smartfona, przenieśli się na portale społecznościowe, na których największym powodzeniem cieszą się produkcje w rodzaju "przymocowywanie tabletu do klapy od kibla", czy pytania "jakiego koloru majtki masz dziś na sobie"? Te bzdety mają miliony wyświetleń i dziesiątki tysięcy lajków, ale czy to oznacza, że owe "platformy" naprawdę mogłyby stać się miejscem dla wszystkich fotoamatorów, lepszym niż fora tematyczne?
Tymczasem na AT, mam wrażenie, jakbym wszedł z rozpalonej słońcem, zakurzonej i śmierdzącej ulicy, do czystej, chłodnej, klimatyzowanej restauracji (miałem napisać - świątyni - ale pomyślałem, że wśród ATeistów, to zabrzmi trochę dziwnie). Wspaniałe zdjęcia, wzajemny szacunek, żadnego stresu, nie czuję się, jak bym był drzazgą w czyimś tyłku... Żeby to ująć w jakąś ładną metaforę, to powiem, że "Oddycha się tutaj czystą, niczym nie skażoną atmosferą prawdziwej fotografii".
Dlaczego więc, taki mały ruch tutaj? Wiadomo, że społeczność może być elitarna i nieliczna, albo masowa, lecz wtedy o elitarności można zapomnieć. Czy po mimo to, nie odczuwacie pewnego niedosytu, wchodząc tutaj? Czy nie macie wrażenia, że nie wykorzystujecie pełni możliwości, jakie drzemią w tej społeczności? Nie namawiam do reklamowania AT na słupach ogłoszeniowych, ale czy sami, tworzący przecież to miejsce od zarania dziejów, nie "zwątpiliście" przypadkiem w jego żywotność i wartości, jakie w nim (mimo wszystko) przetrwały?
Ja sam czasami się głupio czuję, wygrzebując z galerii zdjęcia robione... Dawno i komentując je, bo nie chciałbym być odebrany jako ktoś, kto próbuje narzucić swoją obecność, swoją wszędobylskość, czy (nie daj Boże) swój punkt widzenia. Wtrynić wszędzie swoje trzy grosze... Jednak gdy znużony tymi samymi wojnami, w innych miejscach i jałowymi dyskusjami na temat rozwoju "sztucznej inteligencji" i zachwytami, "jaka to fotografia będzie dzięki nim przyjemna", przychodzę tutaj, trochę żałuję, że mam tej "normalności" tochę przymało. Jakość jest wprost rewelacyjna. Ilość, pozostawia jednak nieco do życzenia...
Glebsky
No raczej raczek. How do you know? 😳 Zaliż po ekspresji jeno?
Nie wiedziałem, może trochę intuicja, a może po prostu zgadłem...
Czynasty Lipca. Piątek...
A ja 6 lipca ;)
Robienie odbitek sprzyja kontaktom bezpośrednim, bo można sobie przy nich pogadać, bądź poziewać ;)
Dobrze napisane! Można potraktować Twoją wypowiedź jako felieton. Może zgodziłbyś się na jej zamieszczenie w dziale felietony? Pasuje jako kontynuacja publikacji Implicite pt. Nowe AT, czyli holograficzna miłość, czyli to się nie może udać. Czytałeś?
Myślałem o "felietonie", ale jako "nowicjusz", po prostu się nie ośmieliłem. Oczywiście się zgadzam. Mogę od czasu do czasu coś napisać, tak w ogóle... No i tak, czytałem "Nowe AT...", inne felietony też. Niektóre są naprawdę dobre.
Ładnie napisane. Temat na rozmowę - nie wirtualną - a taką realną, najlepiej przy dobrym winie :)
Zaletą - a jednocześnie wadą - "nowego AT" - jest ogromne rozrzucenie po kraju bardziej aktywnych Użytkowników. Podobnie jak kol. Glebskyemu - mnie również obecność w wirtualnym, fotograficznym świecie, tak naprawdę nie jest potrzebna do niczego extra. Zwłaszcza, że poza "nowym AT" jestem obecny w kilku innych "wirtualnych" miejscach związanych z fotografią.
To rozrzucenie - powoduje, że kontakty bezpośrednie są nieco utrudnione. A z drugiej strony owo rozrzucenie - gwarantuje dystans. :) nie tylko fizyczny - ale i mentalny.
Może kiedyś - ktoś - pokusi się o jakąś "analizę" amatorskiego ruchu fotograficznego w Polsce na przełomie wieku XX i XXI, z uwzględnieniem właśnie świata wirtualnego...
Dzięki @Jaskiniar za miłe słowa. Ja już napisałem coś w rodzaju takiej analizy, ale na moim blogu, który kiedyś założyłem z zamiarem umieszczenia wszystkich moich zdjęć w jednym miejscu, później zrobił się z tego "poradnik fotograficzny" (takie zupełne podstawy, dla ludzi, którzy dopiero zaczynają), aż w końcu zacząłem pisać, uzewnętrzniając w ten sposób, co mnie gryzie i co mnie gnębi. Chciałem Wam to pokazać, ale trochę się waham, bo prezentując w tych artykułach (jak to mówią) "radykalną i spolaryzowaną postawę", narobiłem sobie mnóstwo wrogów, wśród czytelników i nie chciałbym nimi zepsuć tej "dobrej atmosfery", jaka wytworzyła się tutaj. Chyba, że bardzo chcecie, to na początek nieśmiało zaproponuję tytuł: Kto zamordował fotografię amatorską... Mam nadzieję, że mnie też nie zamordujecie :D
Faktycznie, temat już wałkowany wielokrotnie. Czas świetności forum przypadał na początki internetu, wtedy było to dla wszystkich nowe, mogliśmy się "policzyć" i przekonać, że podobne zainteresowania dzieli więcej osób. Ale ten czas jest za nami, już się policzyliśmy i często o istnieniu niektórych wolelibyśmy zapomnieć. Jaskiniar chyba dotknął sedna, po co wymieniać się opiniami na forum z dobrze znanym kolegą, skoro można iść na piwo? Po co pisać tu do kogoś, skoro możemy zadzwonić. Te kontakty stały się jałowe, nie ma już tego żaru i ciekawości drugiej strony. Forum nie jest juz niezbędne, a w związku z tym łatwo je opuścić pod byle pretekstem, nie tracąc przy tym nic.
To jest moim zdaniem praprzyczyna spadku zainteresowania. Inaczej sprawy się mają w przypadku forów o tematyce...nie wiem, telefonów komórkowych i fotografii mobilnej. Tam jest stały napływ świeżej krwi, co roku można przerobić te same tematy, który telefon robi najlepsze zdjęcia itp.
Więc uważam, że to forum osiągnęło swój cel. Może warto to zaakceptować, zmienić formułę i spróbować ją dostosować do nowych realiów?
Są też pośrednie przyczyny rozkładu. Wiele osób odeszło choćby z mojego powodu. Mam na myśli tych, do których odejścia celowo doprowadziłem. Przeważnie były to osoby, które doprowadzały do odejścia innych...to tak samo oczywiste jak to, że dzisiaj są użytkownicy którzy chcieliby doprowadzić do mojego odejścia. Tak się to kręci, na moje oko od 2011 roku, kiedy założyłem tu konto. A każde takie pojedyncze odejście to ogniwo, za którym odrywa się jakiś fragment łańcuszka. Jest w tym zadziwiająca ciągłość. Nie pamiętam okresu, żeby Ateistoim ktoś nie przeszkadzał w funkcjonowaniu... Nie chciałbym tylko, żeby zabrzmiało to jako próba usprawnienia się lub wybielenia. Nie w tym rzecz, chciałbym ująć mechanizm. Ten mechanizm nie miałby prawa działać, gdyby forum miało wartość dla użytkowników inną niż sentymentalną. Dodatkowo ten mechanizm napędzany jest szantażami z rodzaju "albo on, albo ja" 😁 tak poprostu, bez podania przyczyny. Nie muszę chyba tłumaczyć, dlaczego nie należy ulegać szantażom. A to miało swój początek już na starym AT. Zbanujcie mnie jeśli przekręcam, zdaje się że Czarek kiedyś napisał, że na prowadzonej przez siebie grupie na FB banuje oburzonych, a nie oburzających. Nie widzą poprostu, że chcąc wypozycjonować się na obrońców wartości, robią jeszcze większy bajzel. Była w tym głębsza mądrość jak na mój gust.
Myślę że warto zadać sobie te podstawowe pytania, po co i dlaczego...i oddzielić je od sentymentów, bo one opierają się na starych zdjęciach, dawnej atmosferze i zakończonych dyskusjach.
Pisałem to z wielkim trudem i pewnie podobnie będzie się czytało. Mam taki dzień, że "nie zrozumiałbym sportu w gazecie"
Elo
Dwie rzeczy... Jedna, to "rozproszenie", o którym powiedział Jaskiniar. Często bywa ono barierą nie do pokonania. Ja na przykład jestem z tych "starych dziadów", którzy nie mogą się poszczycić licznymi "przyjaciółmi" na fejsie, za to cenią sobie kumpli, którzy już tymi kumplami w jakiś sposób się stali. Mam na myśli to, że internetowe znajomości są traktowane przez ogół, jako coś bardzo efemerycznego. "Przelatują" przez ludzi, jak środek przeczyszczający i często nie zostawiają żadnych śladów. Taki jest styl dzisiejszych czasów. Zdjęcia robi się telefonem, wrzuca do "chmury", a za tydzień już nikt o nich nie pamięta. Z zawieraniem znajomości jest podobnie. Dziś się ma znajomych, jutro ma się innych, no i nie trzeba brać żadnej odpowiedzialności za nic. Za słowa, za zachowania...
Ja traktuję moje znajomości poważnie, bez względu na to, czy znalazły swój początek w prawdziwym życiu, czy w internecie. Mam zresztą paru (dosłownie paru) kumpli, których poznałem właśnie na forach. Z tym utrzymywaniem kontaktów w "realu", mam jednak trochę problem, ponieważ wyemigrowałem do innego kraju. Dlatego środowisko "wirtualne" jest dla mnie często jedyną dostępną alternatywą. Mało tego. Jest jedyną nicią, która łączy mnie z moją Ojczyzną, gdzie się urodziłem i gdzie pamiętam każdy kamień i każde drzewo, z mojej okolicy. Innych nie mam, poza moimi zdjęciami, moimi książkami i wspomnieniami.
Zdaję sobie oczywiście sprawę, że przez to jestem "użytkownikiem" specyficznym i że patrzę na to wszystko w sposób odbiegający nieco od standardowego. Być może jednak, właśnie dlatego, tym bardziej doceniam wartości, o których pisałem, a które (jak sądzę) są największą wartością ATeistów.
Nie znam całej historii forum, nie słyszałem o większości bitew i potyczek, które przetaczały się przez tą społeczność, ale już sam fakt, że istniejecie, że wróciliście i że wciąż jest to forum fotograficzne, jest moim zdaniem, wystarczający, by docenić ten dar. Czy to miejsce spełniło swoje zadanie? Może odejść? Niekoniecznie. Wciąż jest dużo do zrobienia i wciąż można dużo zrobić, co przecież niewiele nas kosztuje, a profity są znaczne. Że wspomnę choćby o tej "klimatyzowanej knajpie", gdzie można się schronić przed skwarem i brudem "ulicy". Nawet jeżeli nie musimy robić tego często, a jedynie raz na jakiś czas. Ja mówię zupełnie poważnie. Na jednym forum drą koty, bo jakiś cymbał (na mocy paktu zawartego z diabłem) przez ponad dwieście stron, stara się udowodnić wyższość smartfona nad "profesjonalnym aparatem", na innym ktoś powiedział, że chce kupić lustrzankę, więc zwolennicy lustrzanek i bezluster, wytoczyli po raz kolejny swoje działa, by się wzajemnie powystrzelać... Ja naprawdę mam tego dość.
I oczywiście, można się spotkać na piwie, albo zadzwonić do znajomego i pogadać, ale... O czym? Tak naprawdę, o fotografii najlepiej się rozmawia właśnie na forum. Bo taka jest jego formuła. Gdy spotkamy się na żywo, najczęściej rozmawiamy o dupach, albo o polityce, albo o robocie. Myślę, że w pewnym sensie pasuje tu ten rysunek A. Mleczko
Druga rzecz, to właściwie drobiazg. Ten "stały dopływ świeżej krwi, związany z tematyką telefonów, sztucznej inteligencji itd..." Mnie to właśnie doprowadza do szału. Przecież właśnie to jest ta marchewka na kiju, która przyciąga tłumy. "Modny temat". Czy my się dobrze czujemy w takim tłumie? Chyba raczej nie. Dlatego uważam, że fakt popularności takich tematów, TYM BARDZIEJ powinien sprawić, że docenimy coś innego. Coś, co jeszcze się opiera i walczy. Wprawdzie głównie przez inercję, ale czemu by nie "podkręcić" od czasu do czasu tego koła zamachowego? Nie trzeba wiele. A stare sentymenty, stare zdjęcia, to jest właśnie ten "stock", na którym się można oprzeć. "Zakończone dyskusje" możemy sobie darować, skoro są zakończone. Trzeba rozpoczynać nowe, a doświadczenie, o jakim mówisz, Rafcio, może tylko pomóc uniknąć błędów, przez które w przeszłości dyskusje zamieniały się w bezsensowną i wyniszczającą rzeź.
Może i trochę się unoszę, ale właśnie na jakimś innym forum, gość napisał, że "na facebooku mu odradzili kupno lustrzanki, bo nie ma sensu pchać się w stare technologie i trzeba inwestować w system z przyszłością..." Liście opadają...
Wpiszę się do dzienniczka. Kto szybko daje, dwa razy daje. Mnie przeszkadza dylatacja czasowa. Odpowiedzi po tygodniu itd. Na dawnym AT temat żarł. Wypalał się w tydzień, ale był gorący. Teraz mam wrażenia obcowania z Alfa Centauri. Piszemy a odpowiedź leci przez te parseki próżni. Choćby najlepsza odpowiedź po czasie bywa nieprzeczytana. Grupa jest zbyt mała i zbyt zajęta swoim życiem. Piątkowy lajw czat? Jesteśmy nieco jak Nostromo po Obcych...
Tu się z Tobą zgadzam. Też mi przyszło skojarzenie komunikacji z inną planetą, a być może nawet z inną galaktyką. Ale kto wie... "Cudowne powroty" wszak się zdarzały, nie za często, ale jednak. Myślę, że warto spróbować.
Ja też jestem bardzo zajęty swoim życiem, mam rodzinę, dzieci itd, ale z chęcią powracałbym do takiego miejsca (w przestrzeni wirtualnej), w którym się dobrze czuję. W którym nie muszę się z nikim kłócić, bronić przed zalewem chamskiej reklamy i gdzie każda reakcja na moje zdjęcie, to przemyślana i głęboka wypowiedź, która sama w sobie jest wdzięcznym tematem do kontemplacji. I to nie ważne, że tych reakcji jest mało. Ale ważne, jakie one są. Bo potrafię odróżnić czyjąś szczerą myśl i to, że ktoś zrozumiał o co mi chodzi, od wymuszonego, kurtuazyjnego mruknięcia - bo wypada coś napisać. Gdy robię zdjęcie, coś czuję, o czymś myślę i chciałbym się tym podzielić z ludźmi. Jeśli oni odbierają te uczucia, jeśli mogę z nimi naprawdę porozmawiać, to jest bardzo dużo. A niestety, póki co, AT jest jedynym miejscem, w którym czegoś podobnego doświadczyłem. I to w stosunkowo krótkim czasie (jak tu jestem).
Wyobraź sobie, że pokazujesz komuś portret drogiej Ci osoby, zrobiony w wyjątkowych okolicznościach, które zapamiętałeś na całe życie... Wyobraź sobie, że za tym portretem stoi historia... Tajemnica, o której próbujesz nieporadnie, ale szczerze opowiedzieć...
I ktoś mówi - Leci w prawo. Kosz, z poziomu aparatu...
Wiesz, to co ty czujesz nie liczy się w galerii. Chcesz rozmowy o emocjach, załóż wątek na forum. Galeria ma tradycję wrzucania pod ocenę. Znaczy moim zdaniem. Bo regulaminu jakby nie ma. Są przykazania i nasz Noe, Wojtek, co arkę przez potop prowadzi. W wątku na forum możesz nawet zasadniczo cyfrowe zdjecie dać. Nawet specjalny watek jest.
Tu muszę trochę uściślić. Ja nie uważam, że galeria jest do dyskusji o emocjach, ale powiedzmy sobie szczerze, nie jest też miejscem do oceny zdjęć. W teorii może tak. W przeszłości tym bardziej. Ale gdy oglądam zdjęcia archiwalne (których jest mnóstwo) i czytam komentarze pod nimi, to widzę, że to wszystko "dojrzało". Ewoluowało z etapu, na którym właśnie się "ocenia" (tu bym uciął, tam wywalił, a tutaj leci w lewo i kolory są do kitu...), do rozmawiania o tym, co w ogóle w całej fotografii jest dla mnie najważniejsze. O treści zdjęcia.
Tego nie ma nigdzie. Ja próbowałem i to nie raz. Wstawiałem zdjęcia prowokujące, opowiadające, albo niedopowiedziane. Takie, które wręcz zmuszają do zastanowienia się i zadania pytania. Niestety, na palcach jednej ręki można policzyć sytuacje, w których zrodziła się z tego jakaś dyskusja. DLATEGO napisałem, że "forum jest dla mnie tym, czym były stare magazyny o fotografii", bo tam była "fotoocena", tam się rozmawiało, tam można było przeczytać niesamowicie ciekawe rzeczy na temat zdjęć, jakie mieli do powiedzenia Sempoliński, Dederko, Pękosławski... W nowszym magazynie "Pokochaj Fotografię", Tomaszewszki (i inni)... Tego teraz już nie ma! Wszyscy koncentrują się na technicznej stronie zdjęć, na sprzęcie i są nie raz w tej dyskusji tak rozpaleni, że w ogóle nie zauważają zdjęć!
Jeśli chodzi o wywoływanie emocji, poprzez dyskusję NIE na temat zdjęć, to owszem, zgadzam się, że jest to najkrótsza i najłatwiejsza droga. Ale dająca mizerne owoce i częściej prowadząca do awantury, niż do jakichś wspólnych wniosków, do odkrycia prawd, dzięki którym stajemy się odrobinę lepsi.
Zresztą kto wie... Być może niniejszy wątek, przerodzi się w taką dyskusję. Szczerze powiedziawszy, trochę na to liczę. Tylko skróćmy trochę ten "międzygalaktyczny" dystans. Mówiąc nieco górnolotnie, spróbujmy, czy uda się nam wskrzesić najstarsze i najważniejsze motywy zajmowania się fotografią.
P. S.
To jest zdjęcie cyfrowe, ale pokazuję go, bo to taki "pierwszy z brzegu" przykład...
Szanowny autor wątku chyba zodiakalny raczek, po ekspresji wnoszę...
Fajny ten ostatni fotos.
Zgadzam się z całością Twojego wpisu - jak również z Twoim głosem w dyskusji. Może z jednym zastrzeżeniem, które - być może - ktoś rozwinie. "Grupy fotograficzne" - mam na myśli te facebookowe - bo inne twory nawet międzynarodowe, od dłuższego czasu są wyłącznie wirtualnymi galeriami do prezentacji (w znacznej mierze ocierającej się o handlową ofertę) własnych produkcji; otóż owe "grupy tematyczne" - czasem, choć bardzo, bardzo rzadko - również potrafią "dać" namiastkę tego o czym piszesz. Oczywiście przy spełnieniu szeregu warunków - które wszystkie związane są z "człowiekiem", z ludźmi, którzy w tych wirtualnych miejscach się pojawiają. Dodatkowym warunkiem - by owa namiastka w ogóle się pojawiła, jest konieczność okresowego - kontaktu "poza-wirtualnego". O czym za chwilę - bo "natenczas" muszę przerwać...
Z chęcią usłyszę ciąg dalszy...
Ciąg dalszy...
Nowe AT - piszę nowe, by wyraźnie odróżnić to wirtualne miejsce, w którym rozmawiamy od tego poprzedniego, z którym mam niezbyt miłe wspomnienia - ma jedną główną wadę. Nie sprzyja kontaktom bezpośrednim. No i mimo wszystko - przynajmniej w teorii, cały czas gdzieś w tej nowej rzeczywistości krążą "duchy" poprzedniego.
To zresztą odrębny temat. Podobnie jak Ty - trochę przez przypadek, trochę na skutek świadomej decyzji - obserwuję (wirtualne i nie tylko) "życie" fotografów amatorskich od prawie 20 lat. Niektóre sprawy nie uległy żadnej zmianie, niektóre powtarzają się z zaskakującą regularnością. No, a przede wszystkim zmienia się otoczenie, w którym się obracamy - zarówno to realne jak i to wirtualne.
Ale to też odrębny temat :)
ps.
Tu na "Nowym AT" - raczej nie sięgam do zdjęć starszych. Między innymi dlatego, że przy sporej części - powracają automatycznie rozmowy prowadzone przy okazji ich oglądania. A - ze względu na "polemiczny" charakter - czytam je i usiłuję prowadzić dalszą dyskusję :)
Jak najbardziej. Ja się kiedyś nawet ożeniłem, przez wspólne robienie odbitek w ciemni... Jednakowoż dziś, istnieją różne alternatywy, daleko atrakcyjniejsze dla szerokich mas, niż "jakieś tam siedzenie w ciemni". Poza tym, to o czym pisał Jaskiniar. Jesteśmy za bardzo rozproszeni. Kiedyś, jak się jeździło "za granicę" to można było u siebie na wsi zadać szpanu, przybywając w jakimś gracie z fajerką po prawej stronie. Dziś na nikim to nie robi wrażenia, bo 70 procent populacji większości wsi, siedzi na emigracji.
Krótko mówiąc, ja do najbliższej ciemni, tudzież ludzi, których znam i mógłbym z nimi popracować, mam jakieś 2.5 tys. mil. Choć właściwie... Jest gdzieś w Szkocji jeden gość, który bawi się w duży format, cyjanotypie różne i takie tam... Do niego będę miał bliżej, bo zaledwie 100 mil. Tyle co za rogiem...
Bardzo mi przykro, ale forum internetowe jest dla wielu jedyną opcją. Tym bardziej powinniśmy o takie miejsca dbać i je szanować. To mniej więcej miało być "sednem" mojego przekazu, z pierwszego postu.
Ostatni Bastion - brzmi nieźle - ale większość i tak cyka iPhonem
No tak, tylko że to nie są fotoamatorzy. To cykacze. Zasadniczo różnica jest taka, że ci pierwsi, robią zdjęcia. Ci drudzy, cykają focie. Znaczy, nie potępiam nikogo, kto cyka focie, jego prawo. Jednakowoż wypada zaznaczyć, że zaiste, jest to większość. Ja jestem w mniejszości.