Szanowni ATeiści... Nie mogę dłużej milczeć, muszę to komuś powiedzieć...
Czy zdajecie sobie sprawę (większość z Was zapewne tak), czym jest w istocie niniejsze forum? Bo ja się ostatnio nad tym trochę zastanawiałem i doszedłem do wniosku, że jest to unikat na skalę, której wielkość trudno sobie wyobrazić. Oto stoimy w obliczu wydarzenia, nie zawahałbym się powiedzieć, Historycznego. Czy doceniamy wagę tego wydarzenia? Czy wykorzystujemy w pełni szansę, jaką dostaliśmy w jego postaci od losu?
Forum fotograficzne jest obecne w moim życiu od dawna. Właściwie od czasu, kiedy takie fora dopiero powstawały. Nie jest mi niezbędne, ani do uprawiania mojej pasji, ani w żadnym szerszym aspekcie, ale skłamałbym mówiąc, że nie jest przydatne. Pełni mniej więcej tą samą rolę, co niegdyś magazyny fotograficzne, czy albumy o fotografii. Ponadto, umożliwia spotkanie się ludzi o podobnych zainteresowaniach, by mogli w miłej klubowej atmosferze pogadać i powymieniać się doświadczeniami, a przede wszystkim, zdjęciami...
Tyle teoria, a jak to wygląda wpraktyce? Fora "fotograficzne", albo stanowią zamknięte enklawy nabzdyczonych pierników, którzy nie dopuszczają do swojego grona nikogo, albo są pełne wzajemnego przekrzykiwania się, złości i przemocy, a najczęściej są po prostu agendami koncernów produkujących smartfony i rozpowszechniających oprogramowanie (ostatnio nawet "inteligentne"), albo siedliskiem wojen toczonych o wyższość jednego sprzętu nad drugim, ewentualnie rozprawianiem o jakichś "efpeesach, buforach, gamutach i protokołach..."
NIE MA w tym ani trochę fotografii. Nie ma mowy o "miłej klubowej atmosferze" i nie ma za grosz wzajemnej życzliwości. Niektórzy twierdzą, że być może "formuła forum się wypaliła, że wszyscy przenieśli się na fejsa". Czyżby? Naprawdę? Wszyscy ci entuzjaści, pasjonaci fotografii, dla których ona rzeczywiście jest czymś więcej, niż tylko bezmyślnym klepnięciem w ekran smartfona, przenieśli się na portale społecznościowe, na których największym powodzeniem cieszą się produkcje w rodzaju "przymocowywanie tabletu do klapy od kibla", czy pytania "jakiego koloru majtki masz dziś na sobie"? Te bzdety mają miliony wyświetleń i dziesiątki tysięcy lajków, ale czy to oznacza, że owe "platformy" naprawdę mogłyby stać się miejscem dla wszystkich fotoamatorów, lepszym niż fora tematyczne?
Tymczasem na AT, mam wrażenie, jakbym wszedł z rozpalonej słońcem, zakurzonej i śmierdzącej ulicy, do czystej, chłodnej, klimatyzowanej restauracji (miałem napisać - świątyni - ale pomyślałem, że wśród ATeistów, to zabrzmi trochę dziwnie). Wspaniałe zdjęcia, wzajemny szacunek, żadnego stresu, nie czuję się, jak bym był drzazgą w czyimś tyłku... Żeby to ująć w jakąś ładną metaforę, to powiem, że "Oddycha się tutaj czystą, niczym nie skażoną atmosferą prawdziwej fotografii".
Dlaczego więc, taki mały ruch tutaj? Wiadomo, że społeczność może być elitarna i nieliczna, albo masowa, lecz wtedy o elitarności można zapomnieć. Czy po mimo to, nie odczuwacie pewnego niedosytu, wchodząc tutaj? Czy nie macie wrażenia, że nie wykorzystujecie pełni możliwości, jakie drzemią w tej społeczności? Nie namawiam do reklamowania AT na słupach ogłoszeniowych, ale czy sami, tworzący przecież to miejsce od zarania dziejów, nie "zwątpiliście" przypadkiem w jego żywotność i wartości, jakie w nim (mimo wszystko) przetrwały?
Ja sam czasami się głupio czuję, wygrzebując z galerii zdjęcia robione... Dawno i komentując je, bo nie chciałbym być odebrany jako ktoś, kto próbuje narzucić swoją obecność, swoją wszędobylskość, czy (nie daj Boże) swój punkt widzenia. Wtrynić wszędzie swoje trzy grosze... Jednak gdy znużony tymi samymi wojnami, w innych miejscach i jałowymi dyskusjami na temat rozwoju "sztucznej inteligencji" i zachwytami, "jaka to fotografia będzie dzięki nim przyjemna", przychodzę tutaj, trochę żałuję, że mam tej "normalności" tochę przymało. Jakość jest wprost rewelacyjna. Ilość, pozostawia jednak nieco do życzenia...
No tak, tylko że to nie są fotoamatorzy. To cykacze. Zasadniczo różnica jest taka, że ci pierwsi, robią zdjęcia. Ci drudzy, cykają focie. Znaczy, nie potępiam nikogo, kto cyka focie, jego prawo. Jednakowoż wypada zaznaczyć, że zaiste, jest to większość. Ja jestem w mniejszości.
Ostatni Bastion - brzmi nieźle - ale większość i tak cyka iPhonem
Jak najbardziej. Ja się kiedyś nawet ożeniłem, przez wspólne robienie odbitek w ciemni... Jednakowoż dziś, istnieją różne alternatywy, daleko atrakcyjniejsze dla szerokich mas, niż "jakieś tam siedzenie w ciemni". Poza tym, to o czym pisał Jaskiniar. Jesteśmy za bardzo rozproszeni. Kiedyś, jak się jeździło "za granicę" to można było u siebie na wsi zadać szpanu, przybywając w jakimś gracie z fajerką po prawej stronie. Dziś na nikim to nie robi wrażenia, bo 70 procent populacji większości wsi, siedzi na emigracji.
Krótko mówiąc, ja do najbliższej ciemni, tudzież ludzi, których znam i mógłbym z nimi popracować, mam jakieś 2.5 tys. mil. Choć właściwie... Jest gdzieś w Szkocji jeden gość, który bawi się w duży format, cyjanotypie różne i takie tam... Do niego będę miał bliżej, bo zaledwie 100 mil. Tyle co za rogiem...
Bardzo mi przykro, ale forum internetowe jest dla wielu jedyną opcją. Tym bardziej powinniśmy o takie miejsca dbać i je szanować. To mniej więcej miało być "sednem" mojego przekazu, z pierwszego postu.
Robienie odbitek sprzyja kontaktom bezpośrednim, bo można sobie przy nich pogadać, bądź poziewać ;)
Ciąg dalszy...
Nowe AT - piszę nowe, by wyraźnie odróżnić to wirtualne miejsce, w którym rozmawiamy od tego poprzedniego, z którym mam niezbyt miłe wspomnienia - ma jedną główną wadę. Nie sprzyja kontaktom bezpośrednim. No i mimo wszystko - przynajmniej w teorii, cały czas gdzieś w tej nowej rzeczywistości krążą "duchy" poprzedniego.
To zresztą odrębny temat. Podobnie jak Ty - trochę przez przypadek, trochę na skutek świadomej decyzji - obserwuję (wirtualne i nie tylko) "życie" fotografów amatorskich od prawie 20 lat. Niektóre sprawy nie uległy żadnej zmianie, niektóre powtarzają się z zaskakującą regularnością. No, a przede wszystkim zmienia się otoczenie, w którym się obracamy - zarówno to realne jak i to wirtualne.
Ale to też odrębny temat :)
ps.
Tu na "Nowym AT" - raczej nie sięgam do zdjęć starszych. Między innymi dlatego, że przy sporej części - powracają automatycznie rozmowy prowadzone przy okazji ich oglądania. A - ze względu na "polemiczny" charakter - czytam je i usiłuję prowadzić dalszą dyskusję :)
Z chęcią usłyszę ciąg dalszy...
Zgadzam się z całością Twojego wpisu - jak również z Twoim głosem w dyskusji. Może z jednym zastrzeżeniem, które - być może - ktoś rozwinie. "Grupy fotograficzne" - mam na myśli te facebookowe - bo inne twory nawet międzynarodowe, od dłuższego czasu są wyłącznie wirtualnymi galeriami do prezentacji (w znacznej mierze ocierającej się o handlową ofertę) własnych produkcji; otóż owe "grupy tematyczne" - czasem, choć bardzo, bardzo rzadko - również potrafią "dać" namiastkę tego o czym piszesz. Oczywiście przy spełnieniu szeregu warunków - które wszystkie związane są z "człowiekiem", z ludźmi, którzy w tych wirtualnych miejscach się pojawiają. Dodatkowym warunkiem - by owa namiastka w ogóle się pojawiła, jest konieczność okresowego - kontaktu "poza-wirtualnego". O czym za chwilę - bo "natenczas" muszę przerwać...
A ja 6 lipca ;)
Czynasty Lipca. Piątek...
Nie wiedziałem, może trochę intuicja, a może po prostu zgadłem...
No raczej raczek. How do you know? 😳 Zaliż po ekspresji jeno?
Szanowny autor wątku chyba zodiakalny raczek, po ekspresji wnoszę...
Fajny ten ostatni fotos.
Tu muszę trochę uściślić. Ja nie uważam, że galeria jest do dyskusji o emocjach, ale powiedzmy sobie szczerze, nie jest też miejscem do oceny zdjęć. W teorii może tak. W przeszłości tym bardziej. Ale gdy oglądam zdjęcia archiwalne (których jest mnóstwo) i czytam komentarze pod nimi, to widzę, że to wszystko "dojrzało". Ewoluowało z etapu, na którym właśnie się "ocenia" (tu bym uciął, tam wywalił, a tutaj leci w lewo i kolory są do kitu...), do rozmawiania o tym, co w ogóle w całej fotografii jest dla mnie najważniejsze. O treści zdjęcia.
Tego nie ma nigdzie. Ja próbowałem i to nie raz. Wstawiałem zdjęcia prowokujące, opowiadające, albo niedopowiedziane. Takie, które wręcz zmuszają do zastanowienia się i zadania pytania. Niestety, na palcach jednej ręki można policzyć sytuacje, w których zrodziła się z tego jakaś dyskusja. DLATEGO napisałem, że "forum jest dla mnie tym, czym były stare magazyny o fotografii", bo tam była "fotoocena", tam się rozmawiało, tam można było przeczytać niesamowicie ciekawe rzeczy na temat zdjęć, jakie mieli do powiedzenia Sempoliński, Dederko, Pękosławski... W nowszym magazynie "Pokochaj Fotografię", Tomaszewszki (i inni)... Tego teraz już nie ma! Wszyscy koncentrują się na technicznej stronie zdjęć, na sprzęcie i są nie raz w tej dyskusji tak rozpaleni, że w ogóle nie zauważają zdjęć!
Jeśli chodzi o wywoływanie emocji, poprzez dyskusję NIE na temat zdjęć, to owszem, zgadzam się, że jest to najkrótsza i najłatwiejsza droga. Ale dająca mizerne owoce i częściej prowadząca do awantury, niż do jakichś wspólnych wniosków, do odkrycia prawd, dzięki którym stajemy się odrobinę lepsi.
Zresztą kto wie... Być może niniejszy wątek, przerodzi się w taką dyskusję. Szczerze powiedziawszy, trochę na to liczę. Tylko skróćmy trochę ten "międzygalaktyczny" dystans. Mówiąc nieco górnolotnie, spróbujmy, czy uda się nam wskrzesić najstarsze i najważniejsze motywy zajmowania się fotografią.
P. S.
To jest zdjęcie cyfrowe, ale pokazuję go, bo to taki "pierwszy z brzegu" przykład...
Wiesz, to co ty czujesz nie liczy się w galerii. Chcesz rozmowy o emocjach, załóż wątek na forum. Galeria ma tradycję wrzucania pod ocenę. Znaczy moim zdaniem. Bo regulaminu jakby nie ma. Są przykazania i nasz Noe, Wojtek, co arkę przez potop prowadzi. W wątku na forum możesz nawet zasadniczo cyfrowe zdjecie dać. Nawet specjalny watek jest.